„Bóg wymyślił człowieka na wsi, ale to człowiek wymyślił miasto” - z Adwokata

Uderzył mnie kontrast dwóch obrazów świata, obraz dwóch światów właściwie. 

Świat pierwszy jest widoczny między wierszami książki, która była moją uważną lektura przez ostatni tydzień, podręcznika „należytego utrzymania spiżarni…”, wydanego w roku 1838, autorstwa J.Dąbkiewicza. Świetna, wciągająca i zaskakująca lektura!

I Świat drugi, którego alegorią niech będą nachalne, radiowe reklamy suplementów diety na wszystko. Świat współczesnego człowieka miejskiego.



W świecie pierwszym nic się marnuje. Obieg materii żywej w granicach gospodarstwa jest praktycznie zamknięty. Najlepsze wartości tego co daje nam natura i Bóg są zachowywane w odpowiedni sposób, zgodnie z rytmem natury dla spożycia w odpowiednim czasie. Dla przechowania i konserwacji żywności potrzebna jest tylko prawidłowo urządzana spiżarnia, sól, zioła oraz wiedza i umiejętności. Energia i materia krążą wewnątrz gospodarstwa. Resztki, odpadki, produkty uboczne przygotowania żywności są natychmiast zużywane przez zwierzęta lub stają się półproduktami kolejnych dóbr, w najgorszym razie stają się kompostem, który daje minerały do wzrostu nowego pokolenia. Wszystko krąży wokół człowieka - gospodarza.

W świecie drugim, marnuje się blisko 40% jedzenia, które jest w obiegu handlowym. Gospodarstwo domowe jest przekaźnikiem materii żywej. Żywność jest dostarczana z zewnątrz, dzięki nadwydatkom energii, w jednorazowych opakowaniach, których ponowne użycie w skali gospodarstwa nie jest możliwe. Jedzenie jest głównym źródłem odpadków tak biologicznych jak tych niekompostowalnych. Przez gospodarstwo rodzinne w tym świecie energia przepływa przyspieszając globalną entropię - nieuporządkowanie świata. Energia i materia przepływają przez i obok człowieka - konsumenta.

W Świecie pierwszym, Boski, naturalny porządek świata jest dominujący. Do tego porządku, rytmu pór roku, rytmu miesięcy i dni, dostosowane są działania gospodarza, który wie czego może oczekiwać od natury w danym czasie. Wiosna daje młode mięso drobiowego, lato daje młodą, kruchą jagnięcinę i cielęcinę, jesień jest czasem kiedy najlepiej przygotować gęsinę. W maju zbieramy zioła, w sierpniu i wrześniu grzyby. Zima to czas sytego korzystania z dobrej pracy wcześniejszych miesięcy. O ile spiżarnia została uczciwie zapełniona, a wcześniej dobrze zbudowana, nic nie może się zepsuć. W dobrej spiżarni jest miejsce dla suszu, dla marynat, dla kiszonek, dla wędlin i wędzonek. A wszystko to utrzymane w niskiej temperaturze w lodowni, genialnym - ale już dziś całkiem zapomnianym -  wynalazku budownictwa wiejskiego. W takich lodowaniach, których ślady można jeszcze znaleźć gdzieś przy zrujnowanych polskich, czy niemieckich dworach, przez cały rok temperatura bliska zeru utrzymywana była tylko dzięki „pracy” wykonanej przez siły natury. Przez fizykę. Dzięki wykorzystaniu zjawiska, przemiany fazowej lodu z postaci stałej do gazowej, w temperaturze zera stopni, który to proces pochłania „ogromne” ilości ciepła.

Ciepło właściwe wody jest bardzo duże. Ciepło przemiany fazowej (zamarzania/topnienia) olbrzymie a parowania - wręcz gigantyczne! Ciepło właściwe powietrza jest wręcz nieporównywalnie mniejsze. To oznacza, że niewielką ilością lodu można schłodzić olbrzymie ilości powietrza, ale tylko do punktu przemiany fazowej (0stC). Aby roztopić 1m3 lodu należy dostarczyć mu około 93kWh ciepła, a i tak to, co powstanie (woda) będzie miało temperaturę przemiany – czyli 0stC. Czyli, że temperatura będzie stała w czasie pomimo niewielkiego ubytku lodu. Aby ochłodzić 100kg wody zawartej w wstawionym mięsiwie z 20stC do 0stC za pomocą strugi powietrza pędzonej grawitacyjnie trzeba roztopić mniej niż kilogram lodu! Mniej niż litr! 

W świeci drugim - dzisiejszym, dominujący jest destrukcyjny porządek świata. Rytm natury nie przekłada się na dostępność i jakość jedzenia. Wszystko jest dostępne o każdym czasie, w każdej ilości. Piersi kurcząt są świeże przez cały rok, podobnie jak inne mięsa, ziół już nikt nie zbiera - przecież łatwiej kupić suplement. Inteligentne lodówki są zawsze pełne. A jedzenie, mimo nafaszerowania konserwantami, psuje się już po kilku dniach. Po kilku latach psują się lodówki, które trzeba wymienić na nowe, jeszcze bardziej inteligentne i „energooszczędne”. Nikt nie chce dostrzec tego, że produkcja coraz to większej ilości jedzenia i coraz to nowszych urządzeń AGD pochłania ilości energii przekraczające o rząd wielkości te potencjalne oszczędności, zaznaczone wielką i tłustą, zieloną literką A, z trzema plusami, przyklejoną na drzwiczkach nowego sprzętu. Energia nie krąży. Przepływa destrukcyjnym strumieniem przez świat. Konsument jest nienasycony i wciąż żądny nowości. Aby uspokoić swoje sumienie i być trendy zaopatrzy się w lodówkę, którą można przełączać na tryb eco zdalnie, z „dowolnego miejsca na świecie, dzięki wbudowanemu modułowi Wi-Fi”. Teraz będzie miał pewność, że kiedy nie ma go  domu, jego lodówka posłusznie realizuje plan zbawienia świata.





Komentarze